Chomiki

Przez ostatnie lata w moim życiu pojawiały się nie tylko psy.
Jestem cichą fanką gryzoni, a w szczególności szczurów i chomików.

Te ostatnie zamieszkały w moim domu i sercu i choć już ich nie ma, to miłość do niskopodłogowców, jak lubię je nazywać, pozostała do dzisiaj :)

Chronologicznie:

FRANIA
2.11.2011 - 30.05.2014

Frania pojawiła się w moim życiu kilka dni po mikołajkach 2011 roku. Początkowo dostała ją moja babcia, u której zresztą miała mieszkać, jednak jak się okazało - nie na długo :) 
Frania uwielbiała swoją rurę nad klatką, w której namiętnie przesiadywała. Była spokojna, ubóstwiała penetrować cały dom, sama pakowała się na ręce i kochała "drabinki" z dłoni. Fanka wszelkich rodzajów tuneli i rurek. Za jej czasów znacząco wzrosła ilość odkładanych rolek od papieru toaletowego. Frania była bardzo proludzkim stworzonkiem.

W grudniu 2013 roku na jej policzku pojawił się guzek, który okazał być się powiększoną na wskutek stanu zapalnego ślinianką. Wkrótce, dzięki antybiotykom i witaminom udało się zażegnać ten problem, jednak niedługo potem hurtowo zaczęła gubić sierść. Takiego widoku i pisków zwierzaka nie życzę nikomu. Po niedługim czasie powróciła do pełni zdrowia. Odeszła kilka miesięcy później, 30 maja. 


STEFA
25.09.2014 - 5.07.2017
Stefa pojawiła się u mnie kilka miesięcy po stracie Frani, a dokładniej 25 października. Tym razem to ja sama zdecydowałam się na kolejnego chomika, choć decyzja była dosyć spontaniczna. W akwarium znajdowały się dwa bure chomiki dżungarskie. Niezbyt zachwycona wachlarzem wyboru poprosiłam o pokazanie zwierzaków. Jak się wkrótce okazało, w małym domku mieściło się jeszcze z 15 innych, znacznie młodszych chomików. Jeden z nich był jednak niezwykle zdziwiony, że ktoś miał czelność go obudzić. W tych oczach widziałam oburzenie Kory. To właśnie była Stefa. Tym samym spełniło się moje małe pragnienie o kolejnym białym chomiku.

Stefa żyła sobie szczęśliwie przez kolejne lata. Tak jak Frania uwielbiała pakować się na ręce i penetrować domowe zakamarki. Potrafiła wcisnąć się w najmniejsze szparki. Z początku nie była zachwycona zmianą lokum, co obwieszczała podgryzaniem każdego, kto tylko pojawił się na horyzoncie. Wkrótce jednak zaczęłam odnosić wrażenie, że Młoda coraz częściej traktuje mój palec jako szarpak. To w trakcie jej kadencji najbujniej rozwinęła się moja "kynologiczna kariera". To wtedy w moim życiu pojawił się czekoladowy pasożyt.

Jako dzieciak Stefa nie mogła pojąć, że żeby wyjść z kołowrotka należy najpierw wytracić prędkość, a potem dopiero wesoło pomykać dalej, dlatego zazwyczaj w trakcie biegu zatrzymywała się w miejscu i robiła rundę honorową, niesiona siłą odrzutu wewnątrz kółka ;p
W sierpniu 2016 roku zaczęła dziwnie pojękiwać i sapać. Wizyta u weterynarza zaskutkowała zastrzykiem, a już wkrótce Sztefi powróciła do dawnej sprawności. Od zawsze była małym, chomiczym atletą. Miała niezwykłą sprawność fizyczną, której wielu uczniów uczęszczających na lekcje wf mogłoby jej pozazdrościć ;) I tak było przez kolejny rok. W maju coraz bardziej zaczęła doskwierać jej starość. Od dłuższego czasu miała problemy ze słuchem. W kolejnym miesiącu zaczęła pojawiać się ślepota, a pod koniec - problemy z tylnymi łapkami. Odeszła w nocy z 5 na 6 lipca 2017. Zasnęła w swoim domku. Około drugiej w nocy podejrzane mi się stało, że jeszcze by nie wyruszyła na nocne łowy...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz